Czy warto martwić się o prezenty pod choinkę
czyli rzecz o nadchodzącym w Wigilię Końcu Świata.
Tytuł tego felietonu jest nieco przewrotny, bo koniec (naszego) świata niewątpliwie nadejdzie. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to taki, w którym Słońce zamienia się w czerwonego olbrzyma, "pożera" Merkurego oraz Wenus i albo połyka również Ziemię albo "tylko" sterylizuje ją swym żarem i promieniowaniem. Pocieszające jest to, że do Apokalipsy dojdzie za jakieś 4 do 5 miliardów lat, zatem jeszcze chwilka czasu została. Problem niewątpliwie będą mieli wierzący w reinkarnację Buddyści (do których autor tego tekstu się zalicza), bo jeżeli zagapią się i nie osiągną oświecenia to mogą nieopatrznie reinkarnować jako ostatnia istota na wyglądającej niczym chrupki płatek Nachios planecie. Wyznawcom religii monoteistycznych będzie łatwiej - albo będą już w raju, albo w piekle, tak czy inaczej z dala od Armageddonu. Przejdźmy jednak do konkretów. W felietonie poniższym skupię się na astronomicznych (oraz astrologicznych) zagadnieniach Apokalipsy wieszczonych przez proroków końca świata, pozostałe (dotyczące innych "branż") przepowiednie pozwolę sobie pominąć z racji braku stosownych kompetencji.
Zacznijmy od przepowiedni najważniejszej: "wedle kalendarza Majów świat skończy się 24 grudnia 2012". Cóż, Majowie nigdy nie stwierdzili że to koniec świata, użyli określenia: "koniec czasu", przez co rozumieć należy, że skończy się pewna epoka, a rozpocznie następna. Wieścić na tej podstawie koniec świata to tak jakby twierdzić, że każdy zmierzch jest śmiercią Słońca i końcem wszystkiego. Zapewne ma to sens dla owada znanego jako jętka jednodniówka....
Kolejna przepowiednią jest zderzenie się Ziemi z tajemniczą planetą Nibru. Gdyby rzeczywiście do takiej kolizji miało dojść, to powinniśmy już planetę ową widzieć na niebie gołym okiem. Natomiast astronomowie zauważyli by ją zapewne dobrze ponad 100 lat temu i to nie tylko dzięki obserwacjom nieba w paśmie widzialnym, ale nader wszystko poprzez badanie orbit innych planet układu słonecznego. Istnienie tak dużego obiektu jak planeta musiałoby mieć na nie grawitacyjny wpływ. Tak na marginesie: Nibru już raz miała zniszczyć Ziemię, w maju 2003 roku. Widać jestem nieco roztrzepany bo nie zauważyłem wówczas żadnego kataklizmu.
A teraz mój ulubiony mit, podsycany przez radosną twórczość scenografów z Hollywood -mianowicie wszystkie planety układu słonecznego (hmmm, zatem Nibru też...?) ułożą się w rządku i w związku z tym wydarzą się jakieś potworne kataklizmy. Proroctwo to zostało błyskawicznie obalone przez uczniów ostatnich klas szkół podstawowych - wystarczy sięgnąć po dowolny program służący do symulacji ruchu planet w układzie słonecznym i wpisać datę "końca świata", widać gołym okiem, że nic takiego się nie wydarzy. Złapani na tak paskudnej pomyłce prorocy Apokalipsy szybciutko zmienili zeznania i wieścić zaczęli, że Armageddon nadejdzie, tyle tylko, że tym razem jego przyczyną będzie... ułożenie się w jednej osi Ziemi, Słońca i czarnej dziury znajdującej się w centrum naszej galaktyki. Kolejna bzdura, jako że siła grawitacji spada wraz z kwadratem odległości (jeżeli nie szybciej), zatem wpływ czarnej dziury znajdującej się wedle wyliczeń NASA w odległości 165 kwadrylionów mil od Ziemi jest mniejszy niż niewielkiego pagórka na powierzchni Księżyca.
Co zatem z tych przepowiedni jest prawdą? Ano to że koniec świata nastąpi - ale za kilka miliardów lat. Również to, że Słońce będzie niezmiernie aktywne jest prawdą, jesteśmy w szczycie cyklu aktywności naszej gwiazdy który trwa... 11 lat. Zatem poprzedni koniec świata powinien był wydarzyć się w 2000 roku. Ha, widać znowu go przegapiłem!
A jaka będzie Wigilia 2012 widziana okiem astrologa? Ano zapowiada się całkiem przyzwoicie! Wykreśliłem załączony poniżej radix na 24 grudnia 2012, na godzinę 20:00. Słońce (jak to zwykle w Wigilię) spokojnie toczyć się będzie przez Ziemski znak Koziorożca wzmocnione ognistymi Marsem i Plutonem, w ziemskim również Byku znajdą się Medium Coeli oraz odpowiadający za nasze wewnętrzne emocje Księżyc - będziemy zatem stęsknieni przedniego jadła i trunków, gorąco wyczekiwanych prezentów oraz ciepłej, rodzinnej, choć nieco konserwatywnej atmosfery. Ascendent w Lwie spowoduje, że charakterystyczne dla przygotowań świątecznych drobne utarczki szybko się zakończą ustępując miejsca dostojnej, przepojonej tradycją atmosferze. Zaś szczodrobliwa Wenus do spółki z wesołym gadułą Merkurym niefrasobliwie migocząc w radosnym znaku Strzelca spowodują, że porwie nas świąteczna atmosfera miłości i przebaczenia, zaś składane w tym roku życzenia "wszystkiego dobrego" będą naprawdę szczere i płynące prosto z serca. Jednym słowem - Wesołych Świąt!
Cezar
p.s. Jeżeli jednak ktoś wciąż upiera się, że pod koniec 2012 skończy się świat to mam do niego wielką prośbę: niechaj przeleje mi swoje oszczędności - jemu potrzebne nie będą, a mi zaś, niedowiarkowi, mogą się przydać. Numer swojego konta bankowego wszystkim zainteresowanym bardzo chętnie udostępnię!